czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 22 'I Have Secret Can You Keep it?'

Tydzień minął zaskakująco szybko, bez żadnych większych problemów czy kłótni. Byłabym skłonna nawet stwierdzić, że był normalny, gdyby nie fakt gdzie go spędziłam. Poprawczak. Nadal ten pieprzony budynek, który uniemożliwiał ci normalne, albo przynajmniej zbliżone do normalnego życie.
Tajemniczy nadawca wiadomości, która sprawiła tyle problemów więcej się nie odezwał. Nie miałam nawet czasu zając się sprawdzeniem kto mi ją wysłał, dzisiaj była niedziela, co oznaczało, że mamy tak zwany 'dzień wolny'. Bez żadnych zajęć, prac, czy czegokolwiek innego.
Zerknęłam ostatni raz na swoje odbicie w lustrze i przeczesałam ręką przed chwilą świeżo umyte i wysuszone kasztanowe włosy. Opuściłam łazienkę i wzdrygnęłam się na widok Justina siedzącego na moim łóżku.

- Cholera, przestraszyłeś mnie. - Mruknęłam i położyłam rękę na sercu. Kiedy usłyszałam w odpowiedzi tylko jego cichy śmiech wywróciłam oczami. - Po co przyszedłeś?

- Jest niedziela. - Przypomniał zwilżając czubkiem języka dolną wargę.

- Brawo sherlocku. - Parsknęłam. - Co w związku z tym? - Uniosłam brwi.

- Zawsze w niedziele chodzisz do psychologa. - Wzruszył ramionami. - Nie było cię tam już miesiąc, opiekun kazał mi dopilnować, że na tą wizytę się pojawisz.

Kompletnie zapomniałam. Psycholog, kolejny wymysł tego tłustego starucha, inaczej zwanego dyrektorem całej tej placówki. Czasami zastanawiam się czy tego wielkiego dyplomu który wisi w gablocie na ścianie w jego gabinecie nie robił przypadkiem przez internet.

- Nie mam zamiaru tam iść. Wymyślili sobie, że mam problemy z kontrolowaniem agresji. - Parsknęłam. - To i tak w niczym nie pomaga, a godzinę siedzę i wgapiam się w zegar, to bez sensu. - Wyjaśniłam.

- Clary. - Westchnął. - Co ci zależy? Nie zaszkodzi ci przecież jak pójdziesz.

- Nie i koniec. - Mruknęłam i wyciągnęłam z szuflady biurka papierosa po chwili go odpalając i zatruwając płuca dymem.

- Jeśli stwierdzą, że nadal masz te 'problemy z agresją' - zrobił cudzysłów w powietrzu - nie wyjedziesz stąd, a stwierdzą tak jeśli nie będziesz chodzić do psychologa. Porozmawiaj z nią, przecież cię nie zje. - Uśmiechnął się lekko.
Wywróciłam oczami w myślach analizując jego słowa.
Możliwe, że miał racje, lub po prostu przesadzał. W końcu, powiedzieli, że mnie wypuszczą, więc to zrobią, chyba.
Zawsze uważałam psychologów za ludzi, którzy sami potrzebują pomocy specjalisty. Niby jak rozmowa z jakąś obcą kobietą, która gówno wie o moim życiu może pomóc? Myśli, że jeśli przeczytała kilka podręczników, wie wszystko o wszystkich? Śmieszne.

- Powiedziałam nie. - Spojrzałam na niego. - Nie pójdę tam. - Pokręciłam głową.

Chłopak westchnął zrezygnowany i spojrzał na zakratowane okno. Słońce delikatnie przebijało się przez szybę, dzisiejszy dzień był pogodny i bardzo ciepły. Na boisku, kilku chłopaków grało w koszykówkę, dziewczyny siedziały na ławkach w swoich krótkich spódniczkach 'kibicując', a raczej piszcząc jakieś niezrozumiałe wyrazy do najprzystojniejszego zawodnika który w tym momencie był ich faworytem. Inni po prostu stali w cieniu przy ogrodzeniu i palili papierosy.

Przeniosłam wzrok na Justina lustrując jego nieskazitelną twarz. Miękkie usta, karmelowe oczy z tym tajemniczym błyskiem, wyraziste rysy szczęki i idealnie postawione na żel włosy. Oblizałam wargi czekając aż przerwie tą przyjemną, jednak irytują ciszę, jednak tak się nie stało. Usiadłam obok niego i odgarnęłam włosy na jedną stronę.

- To może chociaż ze mną porozmawiasz? - Powiedział w końcu, jego ton był cichy, a wypowiedziane słowa wolno wypływały z jego ust jakby sprawdzał moją reakcje na każde z nich po kolei za nim wypowie następne. - W sumie nic o tobie nie wiem. - Dodał od razu.

- Racja, mało wiesz na mój temat, ale nie widzę powodu byś wiedział więcej. - Wzruszyłam ramionami.

- Ty wiesz sporo o mnie, więc też chciałabym wiedzieć coś o tobie. - Wyjaśnił patrząc na mnie. Westchnęłam cicho i skinęłam głową.

- Okej, co chcesz wiedzieć? - Oparłam się o ścianę kończąc zaczętego wcześniej papierosa.

- Wszystko co mogę. - Spojrzał na mnie zaciekawiony. - Skąd jesteś? - Zapytał ostrożnie jakby bojąc się, że to pytanie może w jakiś sposób mnie urazić.

- Z Los Angeles. - Wzruszyłam ramionami wypuszczając dym z ust.

- Co robisz w Kanadzie? Czemu się tu przeprowadziłaś? - Przechylił lekko głowę.
Zmarszczyłam lekko brwi. Cała ta rozmowa przypominała mi bardziej przesłuchanie.

Myślałam chwilę nad odpowiedzią, czy powinnam jej udzielić? Po krótkim namyślę w końcu się odezwałam.

- Po rozwodzie rodziców przeprowadziłam się tu z matką. - Wzruszyłam ramionami po raz setny tego dnia i poprawiłam się niewygodnie w miejscu mając już szczerze dosyć tej rozmowy czy czegokolwiek to było.

Justin skinął głową patrząc na mnie z dziwnym błyskiem w oku przez chwilę, ale tak szybko jak się pojawił, zniknął.

- Masz rodzeństwo? - Oblizał usta.

- Tak, miałam brata. - Przygryzłam wewnętrzną stronę wargi. Wyraz twarzy szatyna zmienił się diametralnie.

- Przepraszam Clary, nie wiedziałem. - Pogładził pocieszająco moje ramię.

- Jest okey, skąd mogłeś wiedzieć skoro nic ci nie mówię? - Parsknęłam cicho i pokręciłam głową. - Nie chce współczucia.

Żadne z nas się więcej nie odzywało, cisza gęstniała z każdą sekundą stając się coraz bardziej niezręczną i ciężką. Patrzyłam tępo w jeden punkt nie za bardzo się tym przejmując.

- Jest coś o czym nie chciałabym, żeby ktokolwiek się dowiedział. Sekret. - Nagle powiedziałam przerwać, jednak nadal nie patrzyłam na szatyna. - Gdybym ci o nim powiedziała, potrafiłbyś zatrzymać go tylko dla siebie?

Nie widziałam wyrazu jego twarzy, szczerze mówiąc nawet nie chciałam go teraz widzieć, zamknęłam oczy opierając głowę o ścianę. Cierpliwie czekałam na jakąś odpowiedź, ale żadnej nie uzyskałam. Po dłuższej chwili otworzyłam oczy i spojrzałam na Justina. Był skupiony, jego brwi złączyły się kiedy patrzył na swoje dłonie uważnie rozmyślając nad wybraniem słów.

- Myślę, że tak. Potrafiłbym. - Skinął delikatnie głową i w końcu nasze spojrzenia się spotkały. - Chcesz mi o czymś powiedzieć? - W jego oczach tryskało zadowolenie, jakby był dumny z tego, że zaraz się przed nim otworzę i powiem coś o czym nie wie nikt, ciekawość i radość mieszały się ze sobą w morzu karmelu jego tęczówek.

- Widzisz... - Zaczęłam przygaszając papierosa o ścianę i wrzuciłam peta jak inne, za łóżko. - Mam taką jedną zasadę.

- Jaką? - Zapytał prawie od razu.

- Dwie osoby potrafią utrzymać sekret w tajemnicy, kiedy jedna z nich jest martwa. - Wstałam i nie czekając na odpowiedź zgarnęłam spod poduszki telefon, z krzesła wiszącą na nim bluzę i opuściłam pokój.

Potrzebowałam ustronnego miejsca żeby zadzwonić, mój pokój nie wchodził w grę zwłaszcza, że teraz stałym jego gościem był nie kto inny jak Justin. Westchnęłam cicho zakładając rozpinaną granatową bluzę i naciągnęłam jej kaptur na głowę po czym wepchnęłam ręce do kieszeni. Szłam przed siebie sama nie widząc gdzie dokładnie powinnam się udać. Nikt nie mógł mnie słyszeć, ani widzieć. Jedyne miejsce które nasuwało mi się na myśl to kotłownia znajdująca się na obok zejścia do piwnicy.
Przeklęłam szatyna w myślach, że też będę musiała użerać się z kurzem, szczurami i wszystkimi innymi ohydnymi rzeczami które się tam znajdują przez niego.

Zeszłam po schodach na dół, schowałam się za rogiem czekając aż strażnik zmieni kierunek krótkiego spaceru po korytarzu, był zmuszony chodzić w tą i z powrotem pilnując czy aby na pewno nikt z podopiecznych nie wyjdzie z budynku.
Kiedy wysoki facet odwrócił się tyłem do mnie zmierzając w drugą stronę pomieszczenia, szybko przemknęłam do drzwi które były na przeciwko, otworzyłam je po cichu nie chcąc przyciągnąć niczyjej uwagi i wślizgnęłam się do środka równie cicho je za sobą zamykając.

Skrzywiłam się kiedy do moich nozdrzy dostał się zapach stęchlizny. Zatkałam nos nie mogąc wytrzymać dłużej tego okropnego smrodu, który mogłabym porównać z odorem rozkładających się zwłok jakiegoś szczura, lub innego gryzonia. Pomieszczenie było duże, czerwone światła awaryjne lekko oświetlały pokój, pod sufitem było dużo rur, wszystkie łączyły się w jednym punkcie jakim był wielki piec, który nie był używany od kilkudziesięciu lat po zainstalowaniu grzejników elektrycznych.

Chłód owinął moje ciało i mimo bluzy, która zakrywała moje ramiona poczułam na nich gęsią skórkę, wzdrygnęłam się lekko i zapięłam suwak pod samą szyją mając nadzieje, że to da mi chociaż kilka minut spokoju bym mogła wykonać telefon nie martwiąc się że moja szczęka zacznie dygotać.

Pisnęłam cicho kiedy coś przemknęło tuż koło mojej nogi, spojrzałam w kierunku gdzie tajemniczy stwór zniknął i dostrzegłam wielkiego szczura stojącego tuż pod ścianą.
Skrzywiłam się i nie chcąc spędzić w tym okropnym miejscu więcej czasu niż to konieczne, wyciągnęłam telefon z kieszeni i sprawdziłam kreski zasięgu. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc dwie, co znaczyło że z trudem, ale dam radę wykonać połączenie.
W kontaktach wyszukałam potrzebny mi numer i szybko wcisnęłam odpowiedni przycisk przykładając urządzenie do ucha czekając aż osoba na linii odbierze.

Pierwszy sygnał, 
drugi sygnał, 
trzeci sygnał.

- No dalej. - Mruknęłam przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.

- Tak? - Odezwała sie Cat, a moja wewnętrzna bogini podskoczyła do góry klaszcząc w dłonie.

- Boże, wreszcie, ile można dzwonić. - Pokręciłam głową wywracając oczami.

- Clary? Cholera, czemu brzmisz jak jakaś kaczka. - Zaśmiała się głośno, a ja kompletnie zapomniałam że nadal zatykałam swój nos i nie zapowiadało się na to, że przestanę to robić. Zapach stęchlizny nie wydawał się kuszący.

- Jestem w pieprzonej kotłowni, i śmierdzi tu zdechłymi szczurami. - Mruknęłam. - Nie uśmiecha mi się tego wszystkiego wąchać. - Znowu usłyszałam jej śmiech.

- Co ty robisz w kotłowni?

- Justin jest w moim pokoju, a ja musiałam do ciebie zadzwonić. - Westchnęłam cicho rozglądając się przy okazji zauważając dwa inne szczury.

- Więc co jest takie ważne? - Cicho zachichotała.

- Dostałam wiadomość, sporo namieszała, potrzebuję żebyście dowiedzieli się kto był jej nadawcą.

- Jasne, ale bez twojego telefonu, nie damy rady. - Chociaż jej nie widziałam dobrze wiedziałam, że wzruszyła ramionami.

- Sean ma dziś widzenie z Kelsey, odbierzesz go od niej kiedy będzie wracała do domu. - Kopnęłam kamyk który leżał tuż przy mojej nodze.

- Dobra, o której ma to widzenie?

- Mówił, że od 15 do 16. - Oblizałam usta i znowu się skrzywiłam, na prawdę chce już opuścić to pomieszczenie.

- Będę na nią czekała, jaką masz blokadę ekranu? - Spytała.

- Kod, rok mojego urodzenia.

- Zapamiętam, powodzenia tam. - Zaśmiała się cicho.

- Dzięki. - Parsknęłam. - Pa. - Zakończyłam połączenie i powoli podeszłam do drzwi, uchyliłam je lekko chcąc sprawdzić w którą stronę zmierza ochroniarz, na szczęście był tyłem do mnie. Założyłam kaptur i po cichu opuściłam pomieszczenie przemykając się na schody, weszłam szybko na górę nie chcąc zrobić za dużo hałasu, przeszłam przez wszystkie korytarze i po chwili byłam w swoim pokoju.

Justin nadal siedział na łóżku, podniósł na mnie wzrok, jednak nic nie powiedział. Utrzymywałam ciszę, odłożyłam telefon na biurko i ściągnęłam bluzę odrzucając ją na bok, podeszłam do justina i usiadłam okrakiem na jego kolanach wpijając się w jego usta.
Chłopak nie protestował, dobrze wiedział o co mi chodzi, jego ręce spoczęły na moich udach a moje wplątałam w jego włosy.
Nasze języki ocierały się o siebie przez co cichy jęk wyrwał się z moich ust.
Po dłuższej chwili nasze ubrania znalazły się na ziemi, a ja dostałam tego, czego chciałam.

~*~

Nobody's Pov 

Caterina Sophia Cyrus, nazywana przez przyjaciół 'Cat', wysiadła ze swojego czarnego rang rovera przeczesując palcami swoje gęste, brązowe włosy. 
Zwróciła uwagę kilku strażników, którzy pilnowali głównego wejścia i jak im się zdawało jedynego wyjścia z placówki. Zagwizdali na nią mierząc jej zgrabne ciało wzrokiem. Szatynka tylko wywróciła oczami. 

- Zajmijcie się kurwa pilnowaniem tej jebanej bramy. - Syknęła i oparła się o maskę samochodu odpalając papierosa, drugą ręką wzięła swojego czarnego iPhona i by zabić jakoś nudę zaczęła grać w te dziwne gry, przy których mniejsze dzieci potrafią spędzać godziny próbując pobić rekord. 
Co jakiś czas zatruwała płuca dymem skracając tym swoje życie, ale nie zbyt zdawała się tym przejmować. 

Po kilku minutach usłyszała odchrząknięcie, czyjś cień zasłonił jej słońce które do tej pory pieściło ciepłem jej delikatną skórę. Cat uniosła znudzona wzrok znad telefonu i lekko przechyliła głowę uważnie patrząc na niską dziewczynę przed nią. 
Jej czerwone włosy upięte były w koka na czubku głowy, większość jej skóry była pokryta tatuażami, co nie trudno było zauważyć dzięki jej krótkim szortom lekko odsłaniającym pośladki i krótkim topem na ramiączka sięgającym tuż nad jej pępek. Na nogach miała zwykłe czarne vansy. 
W jej wardze jak i brwi były kolczyki, a na jej ustach pomalowanych krwistą szminką widniał uśmiech. 

- Cat Cyrus? - Spytała mierząc dziewczynę wzrokiem. 

- Ta, Kelsey? - Uniosła brwi szatynka i nie czekając na odpowiedź, która wydawała jej się oczywista, kontynuowała. - Nie mam dużo czasu, więc daj mi ten telefon. - Wyciągnęła rękę po przedmiot. 
Kelsey posłusznie podała jej urządzenie, które po chwili zniknęło w kieszeni spodenek Cat. 

- Dzięki. - Mruknęła szatynka i odsunęła się od maski chcąc okrążyć samochód i wsiąść za kierownicę, jednak  głos czerwonowłosej ją zatrzymał. 

- Jak masz zamiar jej go oddać? - Uniosła brwi.

- Kiedy ostatnio sprawdzałam to nie było twoje zmartwienie. - Posłała dziewczynie ostatnie spojrzenie i wsiadła do auta, odpaliła silnik i więcej nawet na nią nie zerkając, odjechała. 


~*~

Clary's Pov 

Minęło kilka godzin, Justin już dawno wyszedł a ja czekałam zniecierpliwiona na pojawienie się Cat wraz z moim telefonem. Stukałam paznokciami w swoje kolana chcąc jakoś zabić nudę, za nim to ona zabije mnie a do tego bylo już na prawdę blisko. 
Westchnęłam ciężko i położyłam się na plecach patrząc w sufit, zaczęłam liczyć małe pęknięcia na nim i miejsca w których zaczął odpadać tynk. 
Kiedy byłam przy trzydziestym pęknięciu, do pokoju ktoś wszedł. Usiadłam szybko i spojrzałam na zakapturzoną postać stojącą w mroku, była pierwsza w nocy i tylko delikatne światło księżyca rzucało poświatę na środek pokoju. 
Ktoś pozbył się nakrycia ze swojej głowy i stanął w słabym świetle z zewnątrz, szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy kiedy zobaczyłam Cat. 

- Wreszcie. - Parsknęłam i wstałam muskając jej policzek. 

- Tak, czuje się świetnie, jak miło, że pytasz. - Zaszydziła wsuwając ręce do kieszeni bluzy.

- Dobra, nie zgrywaj się Cyrus i oddaj telefon. - Oblizałam usta cicho się śmiejąc. 

- Na dworze jest ciepło, przez wiatr momentami mroźno ale da się wytrzymać. - Zaśmiała się cicho i podeszła do okna. Wywróciłam oczami patrząc jak siada na parapecie tyłem do szyby. 

- Nie graj ze mną Caterino Sophio Cyrus. - Uśmiechnęłam się zadziornie wiedząc, że nienawidzi kiedy ktoś nazywa ją pełnym imieniem. 

- Jakżebym śmiała Clarisso Lily Reed. - Parsknęła i puściła mi oczko, ponownie wywróciłam oczami i oparłam się o ścianę obok niej. - To był Jake. - Podała mi telefon. 
Zmarszczyłam brwi odbierając od niej urządzenie nie mając pojęcia o kim mówi. 

- Jake Hood. 

- Nie kojarzę go. - Pokręciłam głową i wsunęłam swojego iPhona do kieszeni szortów. 
Cat ciężko westchnęła i odchyliła głowę kilka sekund patrząc na sufit, po czym znowu spojrzała na ścianę przed nią.

- Jake Hood, był synem przyjaciela twojej mamy i zadawał się z tymi debilami z Rosewood, kilka przecznic od nas. Pamiętasz? - Skinęłam tylko głową. Nigdy za bardzo nie przejmowałam się znajomymi kobiety która mnie urodziła, bo tak ją nazywałam, rodzicielką, nie mamą. Mamą jest osoba, która cię wychowuje, troszczy się o ciebie, pokazuje ci czym jest miłość, ona mogła być wszystkim, ale na pewno nie była moją mamą. 

- Przeprowadził się do Sydney, jest teraz w gangu, z którym interesy nam nie wyszły i skończyło się strzelaniną. To było w tedy w magazynie kiedy odbieraliśmy towar z okolic ich miasta. Kilka tygodni temu przenieśli się do Stratford. - Kontynuowała nie patrząc na mnie

- Czyli kolejny wróg w mieście. - Spojrzałam na nią wzruszając ramionami, naprawdę w Stratford aż roiło się od ludzi którzy nas nienawidzili, małe gangi, grupki niebezpiecznych ludzi, dilerzy, jednak nikt nie był dużym zagrożeniem, więc niezbyt się tym przejęłam. 

- To może być nawet coś więcej. - W końcu nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, po raz setny podczas tej rozmowy zmarszczyłam brwi czekając na jej wyjaśnienia. - Zabiliśmy jego siostrę kiedy wysadzaliśmy tamten magazyn. 


________________________________

Od Autorki: 

Boże, dziękujmy mojemu bratu za naprawienie tego pieprzonego gówna aka mojego laptopa. 
Dziękuję, że zaczekaliście tyle ile było trzeba, to naprawdę dużo dla mnie znaczy jejku, jesteście najlepsi ☺ 

Jeśli szanujesz te wszystkie godziny w których pisałam rozdział, 
zostaw komentarz, nie musi być długi, chce wiedzieć, 
że doceniasz mój poświęcony czas. 





12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ! : ) Z wielką niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jaiudsjasdiuj świetny rozdział czekam na następny /@JB_Angel0

    OdpowiedzUsuń
  3. Chwała twojemu bratu ! Już nie mogłam doczekać się nn <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Czekam na nn.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na serio genialny rozdział, uwielbiam tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  6. Mało Justina ale i tak świetnie :) brooksybiebs

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh ja chce już zeby coś było między Justinem a Clary i żeby ona byłą taka mniej "bad" bo nie pasuje mi to do niej.Czekam ! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Super :3 Świetnie piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. mega! czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń